zycie na jachcie

Czyli groch z kapustą.
Wszystko co nie pasuje do innych działów.
Natenczas
Zaczyna Działać
Posty: 183
Rejestracja: śr lip 22, 2009 12:06 am

wt wrz 01, 2009 11:10 am

Ahoj.
Siedze wlasnie na swoim 23 stopowym jachcie zaglowym i zastanawiam sie ilu z Was byloby w stanie zamieszkac na lodzi. Zamieszkalem na okres wakacyjny ale znam Polakow w okolicy ktorzy mieszkaja na stale lub zamierzaja to niebawem zrobic.
Na lodzi zyje sie inaczej. Czas wyznacza nie ruch uliczny lecz przyplyw i odplyw. Nie ma kurzu ani halasu. Delikatne kolysanie wprowadza ciekawy nastroj a stukanie lin o maszty uklada wieczorem do snu. Czasem slychac skrzypienie lin i plusk wody jak na filmach o piratach. Dookola odglosy natury pomimo bycia w zasadzie w centrum miasta. Rano promienie slonca odbijaja sie o lustro wody tworzac ruchoma mozaike na suficie. Wkoncu moge sie wyspac.
Jacht wyposazony jest w podstawowe urzadzenia potrzebne do egzystencji. Kuchenka gazowa, lodowka, umywalka oraz ubikacja. Az dziw bierze jak to jest ciekawie zorganizowane. Ostatnio podciagnalem prad wiec mam wszystko czego mi potrzeba. Jedynie prysznic jest na ladzie.
Pierwsze dni byly trudne. Problemy z jakimi sie borykalem byly mi obce. Skad mialem wiedziec jak uszczelnic okna czy ustawic jacht tak aby zrobic plandeke przeciw deszczowi. Pare razy wieczorem braklo pradu bo akumulator zapomnialem naladowac. Stad pomysl o zorganizowaniu 240v.
Zyjac na wodzie poznalem ludzi ktorzy sa inni od tych na ladzie. Tu trzeba sobie pomagac bo w marinie przy pontoonie jest bezpiecznie ale po odbiciu od brzegu juz nie. Zostajesz sam. Po kilku wyprawach plywajac pod wiatr gdy przechylenie lodzi dochodzi do 45 stopni a wiatr niepozwalal normalnie oddychac zaczynasz sie z tym oswajac. To co dla ciebie niedawno bylo walka o przezycie, swoistym sportem ekstremalnym jest juz tylko droga lokomocji z punktu a do b i sprawia przyjemnosc. Najlepszy jest zawsze powrot do portu, kiedy pelen wrazen wypija sie goraca herbate i wspomina niedoszla na szczescie do skutku kolizje z tankowcem. Bylo tak blisko ale nie bylo czasu na panike. Utrata opanowania kosztuje najwyzsza cene.
Jakkolwiek by na morzu nie wialo tu jest zawsze spokojnie. Marina w jakiej jest zacumowana lodz jest spora i wypelniona po brzegi lodziami od malutkich pontonikow po oceaniczne 50 stopowe jachty. Cudem udalo sie wcisnac kolejny polski jacht. Nie jestem sam. Tu nie jest sie "tym Polakiem". Tu jestes osoba ktora moze uratowac zycie wiec ma sie do siebie nawzajem szacunek bez wzgledu na zamoznosc.
Na poczatku brakowalo mi zabawek cywilizacji. Chec posiadania musiala pojsc w niepamiec bo raz ze nie sa one potrzebne to i nie ma dla nich specjalnie miejsca. Czlowiek skupia sie bardziej na przedmiotach niezbednych.
Mieszkajac na 7-metrowym jachcie poczatkowo wydaje sie byc ciasno ale ile tak naprawde wykorzystujemy miejsca w naszych domach? A ilu z nas rodakow placi fortune za maly pokoik w przeludnionym domu gdzie wszystkim trzeba sie dzielic albo po kims sprzatac. O rachunkach, depozytach i permitach na auto nie wspomne. Sami skazujemy sie na wstretne warunki w chaosie tylko dlatego ze "tak wypada" bo jak nie mieszkasz w domu to jestes inny. A przeciez tak niewiele potrzeba aby to zmienic, aby zyc pelnia zycia, by miec przygody codziennie a nie raz na rok w trakcie urlopu. By podrozowac w swym domu za darmo majac darmowa zywnosc za burta i mnostwo opowiesci do opowiadania wnukom.

Przykladowe roznice w funtach.
Rent za flata: 500
Mooring za lodz: 120

Oplaty flat: council tax, parking permit, woda, prad, gaz: 200
Oplaty jacht: prad, gaz z butli: 20

Patenty, pozwolenia, wymagane kursy, minimalny wiek: brak wymagan.

Czas zdobywania wiedzy potrzebnej do zycia i plywania: 3 herbaty na morzu.

Dobra duza lodz mozna kupic okazyjnie nawet za 1000 funtow.
Hoist the colours.
Awatar użytkownika
mil3czk4
Zasłużony W Boju
Posty: 329
Rejestracja: sob sie 29, 2009 6:14 pm
Lokalizacja: Shirley :P
Kontakt:

wt wrz 01, 2009 11:45 am

Pomysłowe, ale typowo...męskie! mało która kobieta odnalazła by się w takich warunkach, po za tygodniowymi wakacjami oczywiście.

Takie życie wydaje się o wiele tańsze i ekonomiczne, ale bardzo męczące psychicznie wg mnie.
Awatar użytkownika
Versus
Zasłużony W Boju
Posty: 254
Rejestracja: ndz kwie 13, 2008 9:55 am
Lokalizacja: Znienacka

wt wrz 01, 2009 12:22 pm

Fajny post. Juz chocby dlatego, ze inny.
Tak z ciekawosci - jaki ma sie postcode?
Perfekcje tworza rzeczy male, lecz ona sama jest wielka.
Awatar użytkownika
Foczka
Bardzo odważny
Posty: 636
Rejestracja: czw gru 18, 2008 11:56 am
Lokalizacja: Southampton

wt wrz 01, 2009 12:35 pm

Ulica blotna, numer zachlapany, post code blizej nieokreslony :lol:

Swoja droga, ostatnio wpadl mi katalog w raczki z takimi slodziutkimi lodeczkami i kurcze jak bedzie cos do wynajecia to sie przeprowadzam, byle blisko mnie :wink:

Kiedys pobylam w takim karwanie przez pare dni, wiec lodeczka nie moze byc gorsza, a nawet musi byc lepsza. Jak czytalm o tym kolysaniu to az mi sie senno zrobilo :wink:

A nie ma tam szans na prysznic? Wanna to rozumiem, ze moze byc maly decyfit przestrzeni na takie rarytasy, ale prysznic to nie sa wielkie wymagania... :wink:
Awatar użytkownika
Yano
Zaczyna Działać
Posty: 159
Rejestracja: pn sie 10, 2009 7:27 pm

wt wrz 01, 2009 12:37 pm

Wiesz nie zgodzę się z tobą że po wypiciu trzech herbat na morzu stajesz się wilkiem morskim(chyba że mówimy o pływaniu na silniku pomiędzy łódkami w porcie i to jeszcze na pół gazie).Nigdy co prawda po morzu nie żeglowałem, ale zdarzyło mi się kilka razy żeglować po mazurskich jeziorach, skąd pochodzę.Uważam że żeglowanie jest dość trudną sztuką pokonywania drogi pomiędzy punktem A i B, zwłaszcza na morzu.
Przestrzegam więc wszystkie szczury lądowe,które po przeczytaniu powyższego posta pobiegną w te pędy kupować jacht i trzy torebki herbaty, nie jest to wcale takie proste jak o tym pisze kol.Natenczas.
Proponuję na początek zakup,trzech paczek herbaty,dobrego podręcznika do nauki żeglarstwa i kawałek liny do trenowania węzłów, a potem kilka rejsów z doświadczonym sternikiem, zanim wypłyniecie na własnych łodziach na Isle of wight i z powrotem.

Życząc stopę wody pod kilem serdecznie pozdrawiam.
Nie urodziłem się po to by być bogatym, urodziłem się po to by być dobrym.
Siostra
Zaczyna Działać
Posty: 150
Rejestracja: ndz mar 16, 2008 8:11 pm

wt wrz 01, 2009 12:43 pm

ja mam chorobę morska i nie cierpie wiatru wiec odpadam :D
ciekawy post :)
Awatar użytkownika
Versus
Zasłużony W Boju
Posty: 254
Rejestracja: ndz kwie 13, 2008 9:55 am
Lokalizacja: Znienacka

wt wrz 01, 2009 12:48 pm

W temacie ja ogranicze sie do chlania (dostojnego, sie wie) herbaty.

Ale siostra zeglowala kiedys przez ponad 2 miesiace i wiem z opowiesci, ze to bardzo ciekawe przezycie. Zwlaszcza, gdy opowiadala, ze miedzy Dania a Szwecja przez ok dobe srednio co 3 minuty Idea witala ja poprzez jej komorke to w Szwecji, to w Danii :)
Obrzydzenie do komorki pozostalo do teraz :P
Perfekcje tworza rzeczy male, lecz ona sama jest wielka.
Natenczas
Zaczyna Działać
Posty: 183
Rejestracja: śr lip 22, 2009 12:06 am

wt wrz 01, 2009 4:16 pm

Yano. Ja nie twierdze ze jestem wilkiem morskim ani ze ktokolwiek po 3 herbatach jest nim w stanie byc, ale kto wedlug ciebie nim jest?
Znam osobiscie kilkudziesieciu zeglarzy z 30letnim doswiadczeniem ktorzy maja lodzie kolo mojej i nie wyplyneli na morze ani razu bo sie boja a tylko plywaja po Solencie.
Przyczym odziwo naprawde starzy i doswiadczeni zeglarze ludzi plywajacych po Solencie traktuja jak kosiorow i unikaja Solentu jak diabel swieconej wody. Solent jest zdradliwy jak horn. Dziwne wiatry i powiewy, zmienne plywy i plycizny.
Dla ciebie mazury sa ok a morze to pewna smierc. Otoz bracie kazdy dobry zeglarz wie, ze jak wieje za mocno to wal w morze, bo to najbardziej bezpieczne miejsce do plywania.
Na pelnym morzu lodz zachowuje sie jak korek w wstawie, a na Solencie skaczesz jak pilka na boisku a i tu panuje kilka podstawowych zasad, ktore gwarantuje ze mozesz poznac w 3 herbaty.
Tak bylo ze mna.

Byla pozna jesien. Kolega z pracy - jeden z tych od Solentu, z tym ze on plywa do Francji - zaproponowal mi ze skoro juz jestem szczesliwym posiadaczem jachtu to nazajutrz w sobote plyniemy na Isle of Wight. Nawet nie pytalem, czy nie za wczesnie.
W sobote rano bylo bardzo zimno, padal deszcz i wial wiatr 4B, ktory nawiasem mowiac potem poszedl do 5B.
Kolega sprawdzil wszystko, poustawial o czym mnie informowal i przy okazji tlumaczyl. Balem sie ze przeszkoda bedzie jezyk angielski ale sie mylilem. Jest jednym z tych anglikow ktorzy lubia mowic wyraznie.
Buty mi sie slizgaly, woda wlewala za kolnierz, rece zmarzniete a jeszcze nie odbilismy od pontoona. Wtedy zaproponowalem herbate.
"Nie jestesmy u krolowej" - odrzekl i dodal, ze odbijamy.
Troche mnie to zdziwilo, bo sadzilem ze teraz nastapi dluga lekcja teorii, pojawia sie wspomniane przez Yano ksiazki, beda opowiadania, przegladanie mapy, nawigacja, badanie predkosci watru...plus herbata.
"Powiedzialem odplywamy" - krzyknal.
Zapalilem silnik i dalem mu chwile sie rozgrzac. Caly czas wykonywalem polecenia wygi morskiego, ktore nie brzmialy "czy zechcialbys prosze pociagnac ta jasna gruba line w dol? Uwazaj prosze, abys sie nie uderzyl..." :)
Odbilismy od pontoona, a cala akcja przygotowania trwala 25 minut!
Plyniemy.
Bylem w niebie, tymbardziej, ze pochodze z rejonu gdzie plynie jedynie mala rzeka.
Moj nauczyciel zapewnil, ze dzisiaj sie okaze czy sie do tego nadaje. Dzisiaj pogoda jest idealna aby stwierdzic czy pokocham to czy znienawidze.
Wyplynelismy z rzeki na Southampton Water kolo dokow i minelismy DockHead. Nie bylo ani jednego jachtu, za to sporo duzych statkow. Caly czas ja trzymalem ster. W zasadzie to Barry nawet przez chwile go nie chwycil. Symulowal tym warunki jakby go tam nie bylo. Nawet gdy musialem pozniej zwinac troche zagiel kazal mi przywiazac rumpel steru lina aby lodz dalej plynela w zadanym kierunku.
Barry, bo tak ma na imie wyciagnal gps i oznajmil, ze plyniemy prawie 5 knots (5 wezlow)
Widocznosc mocno ograniczona. Deszcz w oczy zacinajacy od wiatru, do tego od czasu do czasu rozbryzg wody tzw. spray, gdy fala uderza o burte przy dziobie. Przechylenie 15 stopni.
Powiedzialem do Barrego "mamy przechylenie 15 stopni". A on, ze tak, bo maly wiatr, ale zebym sie nie przejmowal - bedzie wiekszy.
Dodal, ze wlasnie dlatego nie ma innych jachtow, ale jak tylko wplyniemy na Solent, to sie sytuacja znacznie poprawi.
Poprawila sie.
Wiatr 6B w porywach do siedmiu.
Przechylenie 25 stopni.
Jachtow jak mrowek, bo akurat organizowane byly wyscigi. Plynelismy miedzy nimi do tego uwazajac na szybkie ferry RedJet, kontenerowce oraz tankowiec.
Barry widzial moje zdziwienie, ze nie omijamy trasy wyscigu tylko plyniemy na nich i dorzucil, ze bez obaw - nie uderza w nas bo nas widza i zawsze moga skrecic. To byl kit.
Podejrzewam ze sam byl w strachu, ale za cholery nie pokazywal tego. Byl opanowany jak zawsze opowiadajac caly czas o nawigacji, jak uzywac mape, skad wiedziec gdzie sie jest, opis boji i ich znaczenie oraz ich swiatel. Opisywal tez co robic w razie roznych sytuacji. Opisywal nawet jak panowac nad panika wsrod zalogi a w zasadzie co robic aby do tego nie doszlo.
Doplynelismy do Isle of Wight, gdzie zatrzymalismy sie na pierwszej herbacie.
Tu uwaga do wszystkich, ktorzy wzieli sobie do serca poglady pana o xywie Yano. Ta herbata, ktora pilismy po 3 godzinach plyniecia w takich warunkach i z takim nauczycielem mozna smialo porownac do kilku ksiazek o nauce zeglowania, kilku dobrych filmow dvd o tej samej tematyce i 10 godzin opowiesci morskich plus patent za 950 zlotych, bo jak mawiaja wygi morskie plywasz albo sie przygotowujesz - wybor zalezy do twojej odwagi. Ludzie mazur przygotowuja sie latami do przeplyniecia Atlantyku. Ludzie morza latami przygotowuja sie do zejscia na lad.

Po herbacie przyszedl czas na powrot.
Barry tylko zapytal jak sie czuje i dodal ze spowrotem troche powydziwiamy. Tak sie stalo.
Wiatr sprzyjal pokazaniu, ze jacht jest niewywrotny. Prawie niewywrotny i tu wlasnie pokazal na czym to wszystko polega. Przekonal mnie ze caly strach bierze sie tak naprawde z dzwieku. Ogromny szum wiatru, gwizd lin, huk uderzenia fal o burte tak jakby sie cos tam wlasnie zlamalo. To tylko dzwiek. Deszcz tez nie pomaga. Ale przechylenie to nic. To po zrozumieniu zasad tylko frajda. Skoki z fali na fale tez nie paralizuja, gdy sie wie co sie stanie.
W pewnym momencie Barry oznajmil, zebym sprobowal zrobic wszystko, aby przewrocic jacht na bok. Zapewnil ze mi to nie wyjdzie ale nie nabiore respektu do praw natury gdy nie sprobuje. Dodal kilka uwag np aby uwazac na boom bo bedzie frowal z zawrotna predkoscia.
Bylismy na srodku Solentu. Wialo tak mocno, ze widac bylo tylko ostatnie jachty wplywajace do Cowes na silnikach. Bylismy kompletnie sami.
Nameczylem sie bardzo ale nie udalo mi sie przechylic lodzi bardziej niz wspomniane wczesniej 25 stopni, a wyobraznia dyktowala rozne glupie manewry.
Zmeczylem sie tylko i bylem spocony, a jacht plynal dalej.
Rozbawilo to tylko mojego nauczyciela i powrocilismy do nauki teorii plynac juz spokojnie spowrotem.
Kurs zakonczylismy wplywajac do dokow gdzie pokazal mi miejsce skad wyplynal Titanic.
Po powrocie na lad stwierdzil, ze jestesmy bardzo twardym narodem, bo on tego co mnie nauczyl musi dlugo uczyc anglikow i zadal pytanie: "To jak? Kochasz plywanie czy nienawidzisz?"

Przez cala zime plywalem dokladnie co tydzien przez sobote i niedziele.
Pogoda byla fatalna. Na SW I Solencie pusto. Jedynie kilku napalencow. Cieszylem sie jak w marinie mi mowili abym nie plynal bo pogoda bedzie fatalna. Dobrze wiedzialem jaka bedzie pogoda. Nie dawalem za wygrana.
Pare razy prawie doszlo do zderzenia, uderzylem w lad, wsadzilem sie na mielizne - wypilem tym druga herbate.
Trzecia, to byl prawdziwy chrzest. W koncu trafilem na siudemke (7B)...45 stopni przechylenia. Horror, ale o tym nastepnym razem.

Oczywiscie prowadze tez normalne zycie wiec musialem przystopowac, ale skutecznie zaszczepilem kilka osob plywaniem i ku waszemu zdziwieniu 90 procent to kobiety. Sa wspanialymi i opanowanymi zeglarzami.
Podejrzewam, ze ze wzgledu na duza odpornosc psychiczna.

PS. przepraszam za ewentualne bledy ortograficzne.
Hoist the colours.
sonyak
Zaczyna Działać
Posty: 191
Rejestracja: czw cze 12, 2008 10:54 pm

wt wrz 01, 2009 10:13 pm

Podobalo mi sie :)
poprosze litr feromonow i szczypte adrenaliny
ManiaMuu
Gość
Posty: 13
Rejestracja: śr mar 26, 2008 9:25 pm
Lokalizacja: Southampton
Kontakt:

wt wrz 01, 2009 10:24 pm

Świetna historia ! A z tymi kobietkami to mi sie najbardziej podobało ..
Mieszkanie na lodzi to musi byś jedna wielka przygoda.
Celtka
Zaczyna Działać
Posty: 159
Rejestracja: wt lip 07, 2009 10:25 am
Lokalizacja: Southampton

wt wrz 01, 2009 10:51 pm

Wiatr w żaglach, romantyzmem na forum powiało... Myślę, że trochę lasek na yacht i opowieści wilka morskiego można wyrwać, czyż nie? :D (tylko nie bierz tego do siebie, Natenczas, to była taka luźna uwaga :)

Ale ja w kwestii formalnej- to ilu z nas się decyduje na życie na łajbie???
W zasadzie pytanie to należy moim zdaniem ograniczyć do osób bezdzietnych, bo ja jako dzietna mogę powiedzieć tylko jedno: HAHAHAHAHA! Innymi słowy- nigdy w życiu...
Natenczas
Zaczyna Działać
Posty: 183
Rejestracja: śr lip 22, 2009 12:06 am

śr wrz 02, 2009 1:15 pm

HaHa.
Widze, ze ruszyla fala fantazji. To dobrze. Jedni wyobrazaja sobie wielka przygode inni ciasnote i smrod rodem z kutrow rybackich z amerykanskich filmow.

Gdy po raz pierwszy postawilem noge na pontoon wszedlem do innego swiata. Swiata o ktorym wiedzialem dokladnie tyle samo co wy. Moje wyobrazenia byly te same, moze nawet gorsze. Z jednej strony przygoda plywania na karaibach i nurkowania w rafach koralowych a z drugiej jednak utarty obraz biednych rybakow zyjacych na swoich starych 50 stopowych kutrach w brudzie i smrodzie.
Poznalem ludzi, ktorzy mieszkaja na swoich lodziach.
Pokazali mi je. Spedzilismy wiele czasu rozmawiajac rowniez o tym. Okazalo sie, ze jest ich tutaj sporo. Rowniez rodziny ktore posprzedawaly domy aby kupic jachty. Rodziny z dziecmi.
Bylem w szoku. No jak mozna sprzedac ladny duzy dom i zamienic na ciasnote i smrod.
Galy mi wyszly na wierzch jak zobaczylem warunki w jakich zyja.
Czar amerykanskich filmow prysl a ja poczulem sie jak ignorant.
Po za tym kazdy zna obraz starego rybaka mieszkajacym na jego 50 stopowym kutrze, ale nikt nie reflektuje ile to "cacko" kosztuje.
Otoz lodzie sa duuuuuzo drozsze od domow w stosunku do gabarytow. Tak jak laptopy drozsze od PCow. Powodem jest komfort i miniaturyzacja.
Faktycznie duzo wody w rzece przeplynelo zanim zdecydowalem sie zamieszkac na lodzi, a oni mnie nie namawiali.
Naprawde poczatkowo bylo mi tych ludzi zal. Sadzilem, ze potracili domy, ze sa bezdomnymi, ze cos zlego w ich zyciu sie zdarzylo.
Na pytanie co by zrobili jak by wygrali dom odpowiadaja bez zastanowienia, ze sprzedaliby i kupili wieksza lodz.
Nie wroca na lad i nie sa to wygi morskie, bo mieszkanie na lodzi a plywanie nia to dwie sprawy.
Nam, ludziom wychowanym w domach w glowie sie to nie miesci, ale co tak naprawde daje dom?
Jak mnie sasiad wkurza to od niego odplyne :)
Ile miejsca w domu normalna rodzina wykozystuje?
Po za tym arystokraci wlosy z glowy sobie rwa ja pomysla jak ludzie moga mieszkac na 50 m2. Wiec tak samo jestesmy wysmiewani jak wysmiewamy mieszkajacych na lodziach. Moim zdaniem mieszkanie na lodzi jest duzo bardziej fascynujace niz mieszkanie w domu. Przyciaga do siebie rodzicow do ich dzieci. Ucza sie wszyscy odpowiedzialnosci, wspolpracy i zaradnosci oraz spedzaja ze soba wiecej czasu niz dzieci ktore w domu maja swoj pokoj.
Co do przygod, to nie sa to przygody z filmu wyspa skarbow ale lokalnych przygod nie brakuje.
Kilka dni temu rylem w mule aby zdazyc do dokow pstryknac kilka fotek 5ciu statkom. Na szybkiego odwiazywalem liny. Byl przyplyw ale za wczesnie aby wyplynac. Gnalem ile sie da pod prad mijajac inne lodzie i pobilem swoj rekord doplyniecia z balastem do dockhead w 20minut. Gdy mijalem dockhead duzy statek piaskarka zaslonil mi widok - cofal i nie widzialem dokow. Chcialem uchwycic moment gdy 5 duzych cruiserow wyplywa z dokow. Wcisnalem gaz do spodu i wplynalem na wode gdzie plywaja szybkie ferry. Przygotowalem aparat. Na ryzyko wysunalem sie zza piaskarki i strzelilem fotke. Popatrzylem na zdjecie i nic tam nie widzialem. W tym momencie przed samym nosem przelecial mi RedJet a ja nie rozumiejac dlaczego nie ma statkow na zdjeciu katem oka zobaczylem duza jasna plame na tle Isle of Wight. To byl wlasnie ostatni Cruiser. Wyplynely o 17tej a byla 18ta.
dzien wczesniej byl przyplyw o 17tej ale dziennie przesowa sie czas przyplywu o 40 minut. Nie moglem zdazyc.
To tylko jedna w wielu przygod ktore zdarzaja sie mieszkancom jachtow codziennie.
A jakie przygody zdarzaja sie wam w domach?
Pozdrawiam goraco ;)
Hoist the colours.
Celtka
Zaczyna Działać
Posty: 159
Rejestracja: wt lip 07, 2009 10:25 am
Lokalizacja: Southampton

śr wrz 02, 2009 2:26 pm

Ha! Natenczas! Muszę przyznać, że z lądowego szczura przemieniłeś się w orędownika życia na wodzie (morze/rzeka/staw?) z entuzjazmem godnym świadka Jehowy :lol: (bez obrazy dla świadków)

No mi się jakoś życie na łodzi nie kojarzyło nigdy ani z biedotą, ani ze smrodem (a powinna?), tylko z pewnym stylem życia, w który z moimi upodobaniami się nie wpisuję. Ponieważ na ekskluzywną łódź stac by mnie nie było, musiałabym zamieszkać na takiej jak ty - czyli bez prysznica. Wobec czego - jako osoba ceniąca sobie udogodnienia typu łazienka z ciepła wodą (o nie, nie będę kąpała młodej w misce na brzegu, hehe) - nigdy w zyciu się na łódź nie przeniosę (no chyba że nieszczęsnym zbiegiem okoliczności stracę dach nad głową, a jakiś wilk morski zechce mnie 'natenczas' przygarnąć... :shock: )

Aczkolwiek chyba by mnie szlag trafił gdyby mną cały dzień (i noc) kołysało.

Co do przygód w domu - ha, wilku morski! A pekająca rura? A wybuchająca mikrofala? A pożar w ogódku? A wizyta pijanych sąsiadów? :twisted: :twisted: :twisted:
Natenczas
Zaczyna Działać
Posty: 183
Rejestracja: śr lip 22, 2009 12:06 am

śr wrz 02, 2009 8:03 pm

Pekajaca rura, wybuchajaca mikrofala, pozar w ogrodku i wizyty pijanych sasiadow? Nie boisz sie isc pod prysznic?
A moze Ty mi Celtka zazdroscisz? Stad ten ton wypowiedzi ;)

Co do kolysania, to podobno ludziom ktorzy mieszkaja na stale brakuje na ladzie wlasnie kolysania. Tak samo jak szumu wody. Mialem kiedys w Polsce sasiada, ktory cale zycie byl marynarzem. Mowia, ze gdy przeszedl na emeryture to prosil czesto zona przed zasnieciem aby nalala wody do miski z woda i chlupala. Dziwne nawet dla mnie jesli prawdziwe.

Ponawiam pytanie.
Kto bylby w stanie zamieszkac na lodzi? Malej lodzi. Tak chocby na 2 tygodnie? Zamiast na holidaya do Polski to na lodz.
Hoist the colours.
Celtka
Zaczyna Działać
Posty: 159
Rejestracja: wt lip 07, 2009 10:25 am
Lokalizacja: Southampton

śr wrz 02, 2009 11:00 pm

Ach, Natenczas, nie bądźmy tacy dosłowni - to były tylko przykłady "z życia wzięte", tak jak w Fakcie :)

A za złośliwy ton przepraszam, no troszkę cynik ze mnie, a im starsza jestem tym bardziej mi się ta cecha umacnia :shock:

Życia na łajbie mimo wszystko nie zazdroszczę (wyobraź sobie, że nawet o tobie dziś myślałam w czasie tej kilkugodzinnej ulewy), ale twojego entuzjazmu i zadowolenia z wybranego stylu życia na pewno.

A co do twojego pytania - proponuje żebyś zorganizował drzwi otwarte na łodzi specjalnie dla forumowiczów :) A potem zbierał wpisowe na te dwa tygodnie wakacji na twojej łajbie - a sam za nie mógłbyś pożeglować w jakimś cieplejszym klimacie!

pozdrawiam
ODPOWIEDZ