historia zaczyna sie tak... dawno, dawno temu (jakies 2 dni ;p) moja ukochana wziela autko do pracy. po powrocie obudzila mnie rzeszczac: "honey, honey! something wrong with car... i think something is wrong.. wiec "honey" zlazlo leniwie z wyra i poszlo sprawdzic... zapach roznosil sie po calym podworku jak palona guma i/lub palony pies..
instynktowwnie dotknalem tarczy tylnego hamulca - zrodla nieprzyjemnej woni i z mych ust wylecialo siarczyste "Kur...!" tak, mialem poparzony srodkowy palec. zawsze myslalem jak to smiesznie pokazac komus palec i miec wymowke, ze to ten ktory mnie boli.. WCALE smieszne to nie bylo..

nic postanowilem zostawic auto na noc, rano z opatrzonym palcem spr plyny,dzialanie hamulca itp wszystko bylo ok. jeszcze bylo czuc lekki smrod gumy.. zrobilem probna rundke dookola osiedla i zapach odszedl w niepamiec. wiec jako ze mam wakacje wybralem sie z moja kochana na wycieczke. i tu wyszlo na jaw ze moja luba przypadkiem zapomniala mnie poinformowac, iz wracajac z pracy nie odciagnela recznego.... 5mil na recznym!!!! myslalem, ze jedno z nas nie wroci do domu.. Teraz mam wrazenie, ze cos nie tak z autem. zrobilem juz ponad 200 mil spr tarcze nie nagrzewaja sie za mocno.. auto wydaje sie jezdzic ok, tylko lekko hamulce gwizdza. planuje je wymienic i tu moje pytania:
1. ile moga policzyc za wymiane i ile czasu to moze potrwac (rover angielski '97)
2.czy lepiej wymienic tez tarcze (raczej nie sa bardzo zdarte)
3. czy lepiej oddac do servisu czy zrobic samemu (jak do 70-80 funtow to serwis bez 2 zdan bo to nie wielkie pieniadze)
4.jak mam zagadac mechanika o to? nie wiem jak sa "klocki hamulcowe" po ang..
