Przepraszam,ze dosc dlugo nie pisalam, ale to miejsce bynajmniej nie sklania do siedzenia tylko w domu, apropo komentarza pablo- tutaj nie da sie nudzic a tym bardziej we dwoje
Postanowilam ,ze dzisiaj troszke nadrobie zaleglosci i napisze 3 w 1.
Dzień 2- Droga we mgle
Nie mozna powiedzieć, nie ma dwóch takich samych zachodów slonca. Wiem to z autopsji, widzę każdego dnia z okna:)
Wracam do naszych relacji,naprawdę tutaj możemy się w koncu wyspać, za oknem spokój i cisza i nikt nie przeszkadza, czasem tylko kotek miejscowych zaglądnie czy z nami wszystko w porządku:)
Niedziela jak zapowiadali zasnuła cala Kornwalię mglistym płaszczem, postanowiliśmy tego dnia odwiedzić słynny Eden Project.
To kraina wielkich roznic jeśli chodzi o charakterystyke uksztaltowania terenu, nasze autko które wszędzie nas raznie wozi to raz wspinali się pod niesamowite wzniesienia, by zaraz potem zjezdzac w doliny. Przy okazji mozna podziwiać bezkresne pustkowia z domkami , które jak male wyspy wylaniaja się wsrod zielonych lak i pól a przy tym jeszcze oknami wpatrzone w bezkres morza, jakby specjalnie wybudowano je do wiecznego czekania na gospodarza domu, który moze wlasnie wyplynal w morze.
Zima nie brak tutaj tez zimnych i wietrznych dni, bo wtedy ocean nie rozpieszcza, stad dzisiejsza budowa elektrowni wiatrowych. Jasne wiatraki coraz czesciej wpisuja sie w charakter tego krajobrazu. Mialam nadzieje,ze jak wczoraj bede mogla sycic sie widokiem tego wszystkiego a tutaj ta mgla...
Wszystko jakby skapane w mleku, tylko male punkciki samochodow jadacych przed nami, badz na przeciwko pokazuja jak jechac dalej.
Mimo to nie martwimy sie tym, choc prawie nic nie widac to mgla jednak opada, nie jest milo, tak dziwnie tajemniczo....
Eden Project- tyle osob juz o nim pisalo, wiele przeczytalismy relacji wczesniej, jakos o dziwo na wszystkich niemal portalach naszej polskiej emigracji mozna bylo przeczytac relacje typu- Zobacz Eden Project ale z okien swojego samochodu- pozostawie to bez komentarza.
Wydaje nam sie,ze jest to obiekt warty zobaczenia, to nie tylko zwykla palmiarnia, ale smialy projekt inwestycyjny, architektoniczny- wykorzystanie straego wyrobiska na potrzeby czegos wiecej niz posadzenia paru sadzonek krzewow.
Przepieknie wkomponowane w teren szklarnie, ktore przypominaja naturalne pszczele domy, a w srodku nauralne srodowisko klimatu rownikowego, srodziemnomorskiego.
Wspaniale ogladalo sie ta kipiaca swoja zielenia przyrode, tym bardziej,ze mielismy swiadomosc tego szarego dnia na zewnatrz, tam czulismy sie faktycznie jak w Raju i innym swiecie.
Mala uwaga praktyczna, ktokolwiek by sie tam kiedys wybieral nie ubierajcie na siebie zbyt wiele warstw, chyba nie musze mowic jak tam jest goraco, temperatura od 18 do 35 stopni, a wielgotnosc prawie 85%- czulam jak wszystko sie na mnie klei.
Dzien 3- Koniec swiata i nie tylko...
Mgla ustapila i nadszedl kolejny przepiekny dzien naszego urlopu, wspaniale bylo wstac raniutko, przeciagnac sie i otworzyc okno a tutaj cudne slonce i rzeskie powietrze. Nie ma nic lepszego na sniadanie jak lyk wspanialego rzeskiego powietrza pomieszanego z solidna dawka slonca, oczywiscie nie mozna zapomniec o kawie i swiezych rogalikach hehe :)
Jako,ze pogoda dopisywala postanowilismy dzisiaj przywitac sie z oceanem.
Pojechalismy na Koniec angielskiego swiata- Land's End, jak sama nazwa mowi to Koniec Ladu.
Najdalej wysuniety kraniec na zachod, wspaniele klify i ostre krawedzie skal, pod ktorymi pietrza sie masy wody.
Na miejscu znajduje sie tez park rozrywki , w ktorym co bardziej zdesperowani wg. nas moga wydac pieniadze na jakies tam pokazy audiowizualne, historie zwiazane z filmem Dr Who itp...jak dla nas wydalo sie to malo atrakcyjne. polecamy przyjazd na Land's End wlasnie jesienia, gdy nie ma tutaj rozwrzeszczanego tlumu a wiecej jest spacerowiczow krazacych po okolicznych klifach, a drog do turystyki pieszej tutaj nie brak.
Niedaleko od tego miejsca jest The Minack Theatre, to cudowne miejsce i chyba kazdy kto tutaj bylo to na pewno potwierdzi, upor jednej kobiety, ktora chciala zbudowac teatr na wzor greckich teatrow, nie poszedl na marne. Powstalo cos cudownego- jak siedzielismy na widowni, to mysl byla jedna- nie ma piekniejszej scenerii niz natura.
Warto przyjechac tutaj w sezonie, gdy teatr dziala i pojsc chociazby na opere lub zobaczyc jakis dramat na tej scenie pod golym niebem, my skorzystalismy z jego urokliwej kawairenki i uraczylismy sie filizankami capuccino.
Pod koniec dnia w drodze powrotnej zatrzymalismy sie jeszcze w Penzance, jednym z wiekszych miast Kornwalii.
Miasto o duzym znaczeniu handlowym, port i droga otwarta do wycieczki na wyspy Sccily.
Musimy sie jednak przyznac, ze to miasto nie zrobilo na nas wrazenia, bardziej wydaje sie,ze czasy swietnosci ma ono za soba. Niestety po za pieknym widokiem ujscia na ocena samo miasto wydaje sie jakby zapuszczone, nawet teraz gdy sezon ma sie ku koncowi nic w nim nie zacheca do zatrzymania sie w nim na dluzej. Coz, bylismy- widzielismy.
Jak zawsze nasza uwaga techniczna, okolice Land's End i Teatru Minack to wyzwanie dla samochodu. Wzniesienia przekraczaja 10 % a nawet wiecej, jest masa zawilych i kretych drog, gdzie krzaki po bokach wysokie na 4 metry asfalt na szerokosc auta... i tak jedziesz na 'dwojce' z szesc mil.
P.S przepraszamy za pisownie ale brak polskich znakow w klawiaturze.
C.D.N ( zdjecia rowniez)
